Monday, October 29, 2012

Lwów 07 - Rynek

Rynek we Lwowie nie zachwyca. Owszem ładny, ciekawy ale tak naprawdę to tylko duży plac w środku miasta. Życie towarzyskie, społeczne, kulturalne czy polityczne toczy się na Prospekcie Wolności ( Swabody). Tymczasem w rynku wciąż zatrzymują się tramwaje. Gdzież mu tam salonu towarzyskiego. wielkiej knajpy i sali koncertowej jakie tworzą rynki Krakowa, czy Tarnowa. Nie jest to nawet wizytówka konserwatorów i urbanistów na modłę rynku wiedeńskiego. To po prostu duży plac w środku miasta.

Owszem ratusz monumentalny, owszem kafejki, sklepiki, suweniry, fontanny, posągi, ławeczki dla zakochanych... Niby wszystko jest a czegoś brakuje... klimatu.

Brakuje przestrzeni. Brakuje sytuacji takich że gdy ktoś śpiewa lub mówi na jednej z pierzei, to wystarczy kilka kroków by móc widzieć kto i co. Jest kilka urokliwych zakątków, ale brak całości. Rynek we Lwowie nie łączy. Nie otwiera perspektyw, Nie zmusza do wzięcia udziału w życiu miasta. Ot taki duży plac...


 Pamiątki po czasach gdy była tu Polska właśnie.
Żeby nie było nieporozumień - rynek się od tamtych czasów nie zmienił.

 Podobno to ewenement z tymi tramwajami na skalę europejska. Nie mam pewności - ale fakt faktem że w żadnym innym mieście czegoś takiego nie widziałem.

 Lwia ławeczka - ustawiają się do niej kolejki, musieliśmy czekać na swoja w przerwie między zdjęciami reklamowymi a nowożeńcami - w ogóle nowożeńców mnóstwo - na szczycie Starego Zamku też mieli sesje - aczkolwiek zgubiła ich niecierpliwość - bo wtedy słońce jeszcze było kiepskie (teraz tez nie najlepsze, ale zaczyna wychodzić zza chmur)

 Ot właśnie takie za ciasne klimaty

Co z tego że pięknie, skoro krępuje?
Rynek musi mieć perspektywę
(Tak wiem z perspektywy mieszkańca Tarnowa, wychowanka Krakowa - to mi fajnie o perspektywach mówić, zwłaszcza gdy inni w innych miastach takich perspektyw nie mają...
No ale np. w Zamościu to też mają ekstra rynek! ) 

Monday, October 22, 2012

Węgierscy Królowie w Tarnowie

Czas przerwać Lwowskie peregrynacje, aby nazbyt długo eksploatowany temat nie nudził - ale jeszcze do Lwowa wrócę.

Dziś słów kilka o Węgierskich Królach w Tarnowie. Tarnów to w ogóle kosmopolityczne miasto (dopiero komuna zrobiła tu czystki etniczne i do "naszych" czasów przetrwała tu garstka Żydów i Węgrów ) Prócz Polaków żyli tu oczywiście Żydzi, ale też Węgrzy, Ormianie, Niemcy a nawet... Szkoci (byłbym zapomniał o Czechach, Słowakach, Mołdawianach, Hucułach czy Łemkach - pewnie temu że i tak traktuję ich jako krajan). W każdym razie konkretna mieszanka.
A przecież Tarnów to nie tylko miejsce ich życia ale i ważne dla wielu narodów miejsce historyczne. Tu np. rezydował podczas zawieruch towarzyszących końcowi I W. Światowej Rzad Ukraińskiej Republiki Ludowej, tu swą siedzibę miał Ataman Petlura. To zresztą dość znane fakty. Natomiast mało kto wie że w tarnowskim zamku rezydował przez pewien czas sam Król Węgier Jan Zápolya. Było to o tyle niezwykłe że zamek ten nie był przecież królewski ale hetmański. czyli zaszczyt dla Tarnowskich uczyniono wielki, z drugiej strony bacząc na osiągnięcia, zasługi i świetność Tarnowskich za ród równy królom uznać trzeba. 

Ale nie z czasów średniowiecznych pochodzi figura która dziś pokazać pragnę. Ta jest kilkaset lat młodsza. 
Znajduje się przy ulicy Okrężnej, czyli w sercu dawnych Gumnisk, dzielnicy (wówczas wsi podmiejskiej) rodzinnej tak dla Sanguszków jak i dla ...mnie ;-). 




Słup niespecjalnie ozdobny - figura drewniana (prosi o konserwatora), prawdopodobnie koniec XVIII lub początek XIX wieku. Czyli powstać musiała za wiedzą i zgoda a być może na życzenie Xięcia Sanguszki, choć dziś trudno dociec przyczyn jej powstania. Być może chodziło o gest w stronę społeczności Węgrów w Tarnowie, być może był to zwykły ludzki odruch wiary, albo osobiste zobowiązanie, a może wszystko na raz. Ważne że jest, że jest ciekawa, że czasem ktoś o niej pamięta (aczkolwiek plastikowych kwiatów podlewać nie trzeba)... 
 

Monday, October 15, 2012

Lwów 06 - Ogródek Bernardynów

Jak sama nazwa wskazuje Bernardyni to... Franciszkanie.
Niestety tym razem tajemnic na miarę powieści Browna nie ma. Franciszkanie dzielą się na trzy odnogi:
Franciszkanie czarni (konceptualni), Franciszkanie brązowi obserwanci (Bernardyni) oraz Franciszkanie brązowi (Kapucyni). Kolory jak łatwo się domyśleć dotyczą barwy habitów.
Otóż pierwszy klasztor na ziemiach polskich założył św. Jan z Kapistranu w Krakowie roku pańskiego 1453 pod wezwaniem św. Bernarda ze Sieny właśnie. Lud prosty nie mający chęci do wchodzenia w szczegóły (w których jak wiadomo lubi się gnieździć sam Diabeł), starając się odróżnić jednych braciszków od drugich - w Krakowie był już klasztor Franciszkanów nazwę Konwentualni przyjmą dopiero w 1517r. - tych nowych nazwał 'braciszkami od św. Bernarda - czyli Bernardynami właśnie.
Jak ktoś chce doczytać zapraszam na stronę OO Bernardynów

W roku 1460 bernardyni trafiają do Lwowa - za przyczyną tegoż samego niestrudzonego św. Jana z Kapistranu. Niestety powstały wówczas kościół i klasztor pada wkrótce ofiarą starć o podłożu etniczno religijnym. Już jednak dwa lata po pierwszym powstają nowe wspaniałe kościół i klasztor.


 Kościół konsekrowany jest pod wezwaniem św. Andrzeja  - 
Bernardyni jednak nie otrzymują przydomka związanego z nową siedzibą. 


Budowla w pobliżu Brami Halickiej.
(W szkole nieodmiennie zbierałem uwagi na temat swojego przywiązania zarówno do halickiej tradycji jak i uporczywego przywoływania nazwy Halicja, Zamiast przyjętej Galicja - która zresztą brzmi tak samo jak prowincja w Hiszpanii...
Z drugiej strony Celtowie na tych ziemiach mieszkali - co nieco nawet po nich zostało choćby utrwalone w ludowej tradycji nazwy wzgórz "Galia duża" i "Galia mała".
Więc może niepotrzebnie się upierałem - zważywszy że ukraińskie "h" - to nasze "g"...?
Ale skończmy te dywagacje nim dojdę do wniosku że Gall Anonim był rodowitym Krakusem, Gall Asterix pochodził ze Lwowa a Hiszpania jest prowincją Księstwa Halicko - Wołyńskiego (oderwaną przez ruchy skorupy ziemskiej i dryfująca na zachód poprzez morza Czarne i Śródziemne)
...
Zatem
Budowla w pobliżu Brami Halickiej, to jeden z najpiękniejszych kościołów we Lwowie i wiele by można o nim pisać - tyle że zrobili to już inni; zapraszam na strony mój Lwów ze szczególnym wyróżnieniem tekstu Grażyny Besarabowicz.
Tam też znajdziecie mnóstwo zdjęć, tak z zewnątrz jak i z wewnątrz - których u mnie zabraknie - bo akurat msza trwała.

Wszakże Bernardyni  z zielarstwa nie słyną
(- a Klimuszko nieuku, to co Benedyktyn!?
- a Benedyktyn nie ale i nie Bernardyn - jeno Konwentualny... )
ale zapobiegliwością swoją doprowadzić umieją że kamienie nawet, zielem porastają na chwałę Pana.

Niech mi Braciszkowie tę złośliwość wybacza - nie czcza szyderczość mojej natury mną powodowała, ale troska o skarby historii naszej.

Wednesday, October 10, 2012

Lwów 05 - "na dachu" miasta

Góra Zamkowa we Lwowie to taka ichniejsza "Marcinlka" jak wszystko we Lwowie... większa (398 v/s 384 m.n.p.m). Do tego sobie Lwowiacy na szczycie kopiec usypali (a myśmy w Tarnowie też mieli - pamiątkę rabacji - tyle że ją archeolodzy rozkopali i teraz mamy niszczejące relikty zamku - diabli wiedzą co gorsze - mieć ruiny ale zasypane, czy odkopane ale niszczejące?).
Mniejsza

Kopiec ichniejszy się Kopcem Unii Lubelskiej zowie - a było to tak (cytuję za stroną Amigo - jak miło mi skonstatować z ... Wrocławia )

"Trzechsetna rocznica wiekopomnej Unii Lubelskiej, zawartej między Polską a Litwą 12 sierpnia 1569, nie minęła bez echa. Postanowiono ją święcić uroczyście. We Lwowie zawiązał się komitet pod przewodnictwem Franciszka Smolki, który rzucił myśl, aby dla uczczenia rocznicy wzorem starosłowiańskim usypać kopiec na szczycie góry zamkowej. Myśl jednogłośnie została przyjęta. Rada miasta uchwałą z 28 czerwca 1869 zgodziła się na to. Obchód rocznicy miał być wielką manifestacją narodową przy współudziale delegatów wszystkich ziem polskich. Władze rządowe uczyniły atoli wszystko, aby temu przeszkodzić.
Wskutek tego z całego programu wielkiej uroczystości pozostały tylko nabożeństwo i rozpoczęcie sypania kopca. Dnia 12. sierpnia po nabożeństwie u OO. Dominikanów nieprzejrzane tłumy, mimo niepogody, ruszyły na szczyt góry, gdzie "w najniższym poziomie od strony wschodniej, pod wzgórzem, na którym dawniej stała wieża zamkowa", położono kamień węgielny z wyrytymi herbami i napisem: "Wolni z wolnymi, równi z równymi - Polska, Litwa i Ruś zjednoczone Unią Lubelską 12 sierpnia 1569".
("Wysoki Zamek" (z 1910 roku) Aleksander Czołowski) 
 
No to jak jest - to trzeba tam się wdrapać - schodki fajne (mógł by sobie Kraków takie zafundować na swoje kopce!) , po drodze kupujemy xerograficzne odbitki rysunków lwowskich zabytków - wychodzą jakieś śmieszne pieniądze, a teraz nam ładnie ściany domku zdobią podobnie  jak reprodukcje grafik Krupińskiego
 
A na szczycie ... już pomimo wczesnej w sumie pory - ruch spory - no może nie kolejka jak na Kasprowego w sezonie - ale czyste pole do zdjęcia znaleźć trudno.
 
 Ciekawe co to za miejsce - szukałem w przewodnikach i nie znalazłem - albo coś całkowicie oczywistego takiego że nikt specjalnie o tym z osobna nie wspomina albo... no am nie wiem - Marzenka nie wykazała entuzjazmu by tam eksplorować.

 Panorama 1

 Panorama 2
 generalnie z tymi panoramami to nie umiem sobie poradzić - póki sa w aparacie jest O'K. Ale potem jakoś tak się "zgrywają" że zamiast panoramy jest jeden plik i to marnej jakości...

 Nader udany kierunkowskaz

 A to my... 

 Widoczek 1
  Widoczek 2 
W przeciwieństwie do panoram - tu szczegółów nie zabraknie - tyle że ja niestety nie umiem ich nazwać...
 
Zresztą czy nazywanie jest potrzebne?
Mi dech zaparło piękno tego miejsca.
(a może to wiatr porywisty taki był, ze dech cofało?) 
:-)

Wednesday, October 3, 2012

Lwow 04 - najstraszliwszy z wersów pezji polskiej

Wychodzimy z nabożeństwa, gwałtownymi rzutami gałek ocznych, staram się dostrzec to miejsce które ma dla mnie szczególne znaczenie - wiem bluźnię, jedyne miejsce które ma szczególne znaczenie w kościele to Tabernakulum, ale ...myślę że Bóg mi wybaczy - więc szukam. Nie ma tłumów - ot tyle co u nas na porannych mszach, sporo ale nikt nikomu po piętach nie depcze. Oczy błądzą po ornamentach, zdobieniach, epitafiach, tablicach - wiele tu tego. nazbierało się przez wieku trwania budowli.

Górny Łyczaków to w ogóle bardzo ciekawa dzielnica - żal że nie ma się tu wielu tygodni na poznawanie.


Do kościoła św Antoniego na Górnym Łyczakowie trafiłem bezbłędnie za pomocą mapy i ...figury Matki Bożej Niepokalanej.
Spod dobrego dłuta wyszła. Z warsztatu Fesingerów. Widać że rzemiosło szło u nich w parze z artyzmem.    

 Wchodzimy do kościoła , jest rzymskokatolicki czyli... polski. Praktycznie 100% Rzymskich Katolików we Lwowie to Polacy.  Słychać polskie słowa, trwa modlitwa.

 Jeszcze ukradkiem jedno zdjęcie, nie lubię robić zdjęć w kościołach, podczas modlitwy to w ogóle chamstwo, ale czasami okoliczności do wielu rzeczy zmuszają.
więc ukradkiem, więc nie celowane, więc poruszone.



Teraz wychodzimy a ja szukam, rozbiegamnym wzrokiem - wiem że tu jest, ale gdzie? 
EUREKA! 
Na filarze po prawej stronie kościoła (od wejście) praktycznie to jeszcze portal.

W tej świątyni
26 XII 1924
został ochrzczony
ZBIGNIEW HERBERT
1924 - 1998
POETA POLSKI

 
To zdjęcie też "cykam"gdzieś spod pachy, kurtką tłumiąc odgłos migawki



A ten tytułowy najstraszliwszy wers ? 

Z wiersza Przesłanie Pana Cogito - (który sam w sobie jest straszny):
i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie 

Są w polskiej poezji, różne klątwy, mniej lub bardziej obrazoburcze, ostre, niekiedy zahaczające o bluźnierstwo.
Weźmy Słowackiego i jego odzywkę "żeś nie Bogiem jest ale..."
Albo "zemsta na wroga! Z Bogiem! Albo i mimo Boga!!" 

Ot dziecinada - romantyczny, rozentuzjazmowany chłopczyna wypowiada wojnę całemu światu i stwórcy przy okazji.
Ale ten wers to co innego. 
Lakoniczny, chłodny, wstrzemięźliwy...
straszny! 



Ps. Panie oficerze nadzorujący. wiem że jest Pan przepracowany, więc tytułem wyjaśnienia - ja nie wzywam do waśni na tle narodowym. Lwów jest teraz ukraiński i z tym musimy się pogodzić. Nie o wybaczenie lub nie Ukraińcom też tu chodzi. Ale o rodzime szuje i kanalie tudzież szczerych "sojuszników"!