Thursday, July 30, 2015

Cmentarzyk na Drabiniance

Można powiedzieć że to post z nowego cyklu "ocalić od zapomnienia" ;-) Oczywiście nie chodzi o zapomnienie tak w ogóle, ale o zapomnienie przeze mnie. Poniższe zdjęcia zrobiłem podczas wesela siostry mojej żony w Rzeszowie, a potem... zapomniałem o nich na amen. Leżały do dziś (ładnych kilka lat) w folderze z tego ślubu i dopiero poszukiwania całkiem czego innego naprowadziły mnie na ich ślad. Mam powody mniemać, że  nie są jedyne i podobnych "przy okazji" robionych zdjęć znajdę u siebie jeszcze sporo. 

"Przy okazji" to było tak... Nim impreza na dobre się rozpoczęła, musieliśmy odczekać jeszcze jakiś czas na "maruderów", jedni zabijali go paleniem inni wstępnym zalewaniem pały a ja poszedłem na obchód terenu. Tuż obok domu weselnego (zajazd Polonez), dostrzegłem interesującą płytę i za chwilkę już przy niej byłem. Okazało się że na skwerze między ulicami Graniczną a Zieloną, położony jest maleńki cmentarzyk.

 

Oczywiście musiałem podejść bliżej

 


 A potem okazało się że mam na niego widok z balkonu pokoju w jakim nas zakwaterowano...

Niestety pomimo kwerendy internetowej nie udało mi się dotrzeć do informacji przy okazji jakiej akcji zginęli ci żołnierze. W zasadzie możliwości są trzy polegli podczas akcji dywersyjnej, podczas ochrony transportu lub miejsca przebywania kogoś lub czegoś ważnego, lub w wyniku obławy (najmniej prawdopodobne w 1943 roku).

Dla zainteresowanych - Rzeszów dzielnica Drabinianka.








Wednesday, July 22, 2015

Gromnik - Polichty - Zakliczyn

Szczerze mówiąc miałem nico stracha przed tym rajdem, dziesięć dni wcześniej miałem wypadek rowerowy (spadłem z wału przeciwpowodziowego), co nieco się potłukłem, poobcierałem ale najgorsze było to że wykręciłem prawa stopę. Przez kilka dni bolało jak diabli i nie mogłem chodzić, ale już wraca do normy.
Z drugiej strony co innego, przejść kilkaset metrów, pochodzić po pracy czy po domu lub iść na zakupy, a co innego urządzić sobie 20 kilometrowy rajd po górzystym i zalesionym terenie... z presją czau, bo trzeba było zdążyć na autobus do pracy.

Lecz zew krwi był silniejszy...


Route 3 160 771 - powered by www.wandermap.net


Odwiozłem Marzenkę do pracy, zaparkowałem obok Biedronki, kupiłem dwa litry picia, jakieś przekąski na drogę (bo bez śniadania) i do pracy jakieś żarło, bo do 23 musiało tego starczyć.
Przepuściłem wcześniejsze autobusy podjechałem autobusem PTP odwożącym ludzi z nocnej zmiany - tym razem za kierownicą siedział Antoni, zmiennik Leszka, z nim zresztą wracałem z pracy wieczorem dnia poprzedniego. Zna mnie nawet się specjalnie nie dziwił. Może półgodziny jazdy i byliśmy w Gromniku.

Rozpocząłem mały rekonesans po miejscowości, mają tu kilka niezłych rzeczy do zobaczenia, ale dziś ograniczyłem się jedynie do kościoła i cmentarzy z I Wojny Światowej.


Pogórze Rożnowsko - Ciężkowickie ale rozciągnięte poza granice wyznaczane na mapie, to kraina tego typu rzeźb, znajdziecie je na słupach, studniach, drogowskazach, kapliczkach, bramach... wszędzie tam gdzie można było przyłożyć dłuto do drewna i wyczarować zeń ludzkie (czasem diabelskie, czasem anielskie lub zgoła fantastyczne) oblicze.

Parafia w Gromniku to od lat dziecina ks. dr. Andrzeja Jedynaka, jest on miłośnikiem tych ziem, ich piewcą (przewodniki można kupić "przez kratkę" podczas pobytu przy starej świątyni, opłatę wnosi się do rynienki... w zaufaniu. Akurat zaufanie to jest jedna z tych rzeczy które traktuję w sposób bardzo poważny, dlatego stosowna garść monet ląduje w rynience, a przewodnik po kapliczkach i kościółku w moim plecaku.
 
 Ksiądz Jedynak słynie też z ogromnej (największej jaką widziałem) kolekcji kamieni, przywozi je ze swoich pielgrzymek, a następnie wmurowuje w poukładane fantazyjnie łomy z lokalnych kamieniołomów. W ten sposób na wzgórzu kościelnym, pomiędzy starą a nową świątynią, wyrósł las głazów, połączonych ścieżkami, tworzącymi także drogą krzyżową. Tak trzymać.
 Sam kościół pod wezwaniem św. Marcina Biskupa - obecny barokowy kształt zawdzięcza przebudowie i powiększeniu w pierwszej ćwierci XVIII w. Pierwotnie stanowił bryłę późnogotycką wybudowaną w miejscu wcześniejszej jeszcze świątyni na przełomie XV i XVI wieków.
Obecnie trwa jego remont.

 Wnętrze z bardzo (jak na tego typu obiekty) pojemnym przedsionkiem i misą na wodę święconą oczywiście z piaskowca ciężkowickiego... Wyraźnie widać barokowy styl wystroju. Gromnik nigdy nie należą do miejsc ubogich, wystrój oraz wyposażenie kościoła oddają stan zamożności mieszkańców.

Przy starej świątyni unikat... zachowany cmentarz. Pamiętajmy że władze Austriackie, nakazały ich likwidację  ze względów "sanitarnych"... że też władze (wszelkie władze) zawsze umieją jakimś wzniosłym celem uzasadnić własne szujostwo...
Tu mogiła rodziny Dzwonkowskich Anny hrabianki Zborowskiej oraz Edwarda Dzwonkowskiego, dziedzica Gromnika, wybitnego obywatela Galicji.

 Na cmentarzu trwają prace porządkowe, usuwany jest stary i jak widać cokolwiek wypróchniały drzewostan.

Potem kieruję się w stronę Cmentarzy z i Wojny Światowej, po drodze wysyłając kartkę pocztową... do domu... Układ ulic jest taki że tak czy siak muszę się cofać.
 
 Pochówek na śmietniku... śmietnik na pochówku... jak zwał tak zwał...czymś się osoba tu leżąca źle przysłużyć musiała miejscowej społeczności. 


 nomen omen... co się zowie...

 Jest także kolumna ku pamięci żołnierzy sowieckich, 
Szczerze mówiąc jestem za tym by same pomniki zostawiać, ale by upamiętniać na nich także poległych Niemców.Jedni nie byli lepsi od drugich. 

 Ciekawy pomysł na samym cmentarzu, powstały w 2009r z usychającego strzelistego świerka, wykonany przez Zdzisława Maniaka.

Akurat trwają prace drogowe i pomiędzy asfaltem a skarpa cmentarną zieje "okop" na chłopa głęboki. rezygnuję z przeskakiwania. 

 Już przy granicy Gromnika gniazduję bociany - dwójka młodych powoli szykuje się do wylotu.

 Odwracam głowę, a tam w dolinie pozostał Gromnik a pięknie prezentują się wzniesienia Golanki (pierwsza) i Brzanki (z tyłu).

 Panorama z Policht

 Od lewej licząc Jamna, Rosulec, Styr, Sucha Góra (ciągnie się aż tu masywem). Jamna wydaje się niewysoka, ale to złudzenie, po prostu jest najdalej. Na pierwszym planie Winnica na Suchej górze należaca do Zygmunta Zagórskiego.

Lokalna zabudowa, pomiędzy budynkami wiedzie zielony szlak którym wędruję.

A tuż za zabudowaniami kurhan - symboliczna mogiła poległych tu partyzantów z tarnowskiego batalionu AK Barbara.

Teren jest geologicznie czynny i sporo tu źródeł mineralnych

Taką nosi nazwę, jest to woda wodorowęglanowo-wapniowa zawierająca siarkowodór (spokojnie można trawfić za węchem... )
ps. zdjęcie WIERNIE oddaje kolor i konsystencje tego co ze źródła wybija...

 
 Leśny zakład balneoterapii - od prawej - ława, kocioł do grzania wody, źródło, łazienka i mostek.

 Rzeczona leśna łazienka - jak by ktoś myślał że żartuję... 
Powiedzmy tak - jak ktoś jest na tyle chory by w tym miejscu, w tej wodzie i w tym zapachu zażywać kąpieli to... 
Ta woda może mu już tylko pomóc ;-)


Drewnianych mostków ci u nas dostatek a ten pięknie wkomponowany w zielony szlak oraz w ścieżkę dydaktyczną zorganizowaną przez nadleśnictwo Gromnik - już nią wędrowałem, ale jako opiekun młodzieży - muszę tu powrócić sam, bo warto. niby znam nieźle przyrodę Pogórza, ale zawsze warto się upewnić, czy faktycznie ja znam.

Widzicie te maszkarony na słupkach?
Gdzie indziej niż u nas na Pogórzu takich nie znajdziecie...

 A to już odkrycie! Nawet nie miałem pojęcia że coś takiego powstało ! 
We łbie świta mi szatańska myśl, by kiedyś namówić klasę któregoś z moich synów do wyprawy tutaj! 
Wiecie takli rajd - wysiadamy w Gromniku - 10 kilometrów marszu z całym sprzętem (namioty, karimaty, spiwory, kochery itp. itd.) przybycie na miejsce, rozbicie obozu (kadra śpi w domku a co?)
Wieczorna watra, spiew gitary, kiełbaski z grilla...
Rano zwijamy obóz, płacimy i ... schodzimy do Zakliczyna... 
Już mi ślina cieknie. 
 
 Rozstaje - tu schodzę z zielonego a zaczynam wędrówkę czarnym szlakiem do Zakliczyna, który zresztą tu się zaczyna (kończy dla idących w drugą stronę).

Gdzieś po kilometrze naszła mnie straszna myśl.  Noga rwie coraz silniej, odruchowo odciążam ją, ale wtedy większy nacisk musi spoczywać na lewej i na kijach trekkingowych. Ścieżka to sam ił i resztki roślinne, śliskie jak mało co na świecie. W każdej chwili grozi mi wywrotka, a co będzie jak uszkodzę jedyną zdrową nogę? Albo tę obolałą , oboleję jeszcze bardziej tak że kroku postawić nie będę mógł? Wzywać pomocy? Diabli wiedzą czy tu w ogóle jest zasięg?
Na szczęście po jakimś czasie trafiam na szutrówkę i choć stopy bolą wygniatane (wymiękły i rozhartowały się na skutek  stałego chodzenia w Quechua'ch z Decathlonu) kamieniami, to przynajmniej przestało być ślisko. 
I pojawiły się jakieś ludzkie sadyby...

 Kolejne rzeźbione w drewnie cudeńka 

 Oraz dowód na to że żyją tu ludzie co najmniej niebanalni! 

Wyszedłem z lasów, zszedłem z gór... trafiłem do cywilizacji

Jestem w Kończyskach, tuż przed Zakliczynem.

 Mur obronny klasztoru Bernardynek
 
 I klasztor sam. 
!890 - data erekcji 
(choć nie jestem pewien czy to słowo odpowiednie w kontekście siostrzyczek ;-) )

 Przedmieścia zakliczyńskie - w oddali relikty wieży zamku w Melsztynie

 A tu unikat na skalę Małopolski (bo jedyny). Cmentarz 293.
 Spoczywają tu wyłącznie żołnierze wyznania mojżeszowego, jedenastu z armii Cesarskiej, jeden z armii Carskiej - jak widać nie tylko Polacy zostali zmuszeni do walki bratobójczej...


Wchodzę do Zakliczyna, Kijki poskładane, lądują w pokrowcu, idę do sklepu - za złoty dwadzieścia kupuje pizzę (w Tarnowie za tej wielkości pieczywo krzyczą ponad dwa zeta!) i ... siłą woli zmuszam się by nie zjeść jej od razu a zachować na czas oczekiwania na autobus.
 
 Jedna z wizytówek Zakliczyna - barok, ale wyjątkowo delikatny. 

 Zakliczyński ratusz - Niski, przysadzisty ale bardzo wdzięczny w odbiorze

 I nader pomysłowo "zrobiony" wewnątrz. 
Jest tu informacja turystyczna - niestety pomimo iż mieszczę się w godzinach otwarcia, to ona jest zamknięta...
Za to otwarta jest restauracja - całkiem przyzwoite miejsce 
(nie dla mnie, wzorem Stachury gustuje jedynie w zakapiorniach i menelniach ;-) ) 

Rynek w Zakliczynie - tu czekam na autobus do pracy - czekam blisko godzinę, w sumie to lepiej że ja czekam, bo on by nie czekał... W kiosku ruchu kupuję kolejną widokówkę i także wysyłam do domu, zjadam pizzę, wypijam resztkę Pluuma owocowego... nie mam czasu na nudę, mógł bym przeglądnąć zdjęcia, nabyte w Gromniku materiały, mógł bym skorzystać na tablecie z miejscowych hot spotów, mógł bym wiele rzeczy zrobić a pochłania mnie tylko jedna... Jestem w całości skoncentrowany na bólu płynącym z prawego podudzie, uczucie mniej więcej takie jak by ktoś kleszczami porozrywał ścięgna na włókna a potem każde z tych włókien z osobna to rozciągał to zgniatał... Bardzo ciekawe doznania ;-)

Wreszcie autobus przyjeżdża,  5 złotych za kurs i po 40 minutach jazdy jestem pod pracą... trzeba wysiąść... zastana noga protestuje... Dobrze że w pracy spokój.

A jak by ktoś chciał... to zapraszam na strony  Pogórzańskiego Stowarzyszenia Rozwoju